Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/770

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

la — wobec okropnego ciosu, którym nas pan usiłujesz przygnębić, to ciągłe szyderstwo jest okropnem, zostaw nas pan, zostaw...
— Jestem więc wygnany z tego domu przez ludzi wiedzących o tem, że mi tak długo winni byli swoje szczęście, swoje ocalenie — mówił Paskal, idąc zwolna ku drzwiom salonu. — Wygnany z tego domu, ja! Ah! jakże to upokarza, tylko mi tej zgryzoty brakowało jeszcze. — Poczem, zatrzymawszy się, sięgnął do kieszeni, i wyciągnął z niej woreczek, który mu Zofja Dutertre przed chwilą ofiarowała, następnie, podając go młodej kobiecie, dodał głosem okrutnej ironji i jakoby żalu — szczęściem, są one zupełnie nieme, te drobne stalowe perełki, które miały mi w każdej chwili powtarzać, jak imię moje błogosławiono w tym domu, z którego mnie wyganiają. — Lecz, udając jakgdyby się inaczej namyślił, schował woreczek napowrót do kieszeni, przypatrzywszy mu się pierwej z żałosnym uśmiechem i mówiąc — nie, nie, zachowam cię, biedny, niewinny woreczku... przypominać mi będziesz dobro, jakie wyświadczyłem i okrutny zawód, jakim mnie za to wynagrodzono.
To powiedziawszy, Paskal otworzył drzwi i wyszedł pośród smutnego milczenia Zofji, jej męża i ojca.
Nikt jeszcze nie przerwał tego bolesnego milczenia, gdy Paskal wrócił się znowu i, stanąwszy w uchylonych nawpół drzwiach, zawołał:
— W rzeczy samej, namyśliłem się jeszcze, posłuchaj mnie, mój kochany panie Dutertre. Promyk szalonej nadziei zabłysnął w twarzy Karola; przez chwilę zdawało mu się, że mimo tej szyderskiej i zimnej surowości, jaką udawał Paskal, nareszcie uczuł jakieś politowanie.
Zofja podzielała tęż samą nadzieję swego męża; z trudną do opisania trwogą oczekiwała dalszych słów człowieka, który samowładnie mógł rozporządzić ich losem, i który odezwał się: