Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/638

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spodziewaną pomocą, w przestrachu swoim stanęli jak dwa marmurowe posągi.
Przez chwilę margrabia przypisywał ów niepojęty śmiech sierot jakiemuś konwulsyjnemu wzruszeniu, które mogła wywołać gwałtowna trwoga, lecz uspokoił się natychmiast, skoro Ernestyna powiedziała do niego:
— Daruj nam pan, kochany margrabio, tę niewłaściwą wesołość, ale posłuchaj pan, co się przytrafiło; ci ludzie, których pan widzi przed sobą, skorzystali z owych tajemnych schodów, ażeby dostać się do mego mieszkania...
— Tak jest — rzekł margrabia do Herminji — ów klucz dzisiejszy, pamiętasz, moje dziecię. Moje domysły nie zawiodły mnie tym razem.
— Wyznać musimy, że z początku byłyśmy nadzwyczajnie przestraszone — odpowiedziała Herminja — ale zobaczywszy zdziwienie i gniew tych ludzi, którzy spodziewali się zastać Ernestynę samą tylko...
— Położenie ich wydało nam się nadzwyczajnie niedogodnem — dodała panna de Beaumesnil — a potem, będąc obie razem, czułyśmy się tak silnemi, że to, co nam się z początku wydawało zatrważającem...
— Okazało się bardzo śmiesznem — dokończyła Herminja.
— Właśnie w chwili — mówiła dalej Ernestyna — kiedyście panowie przybyli, pan de Macreuse mówił nam, że trzeba nas chyba zabić, ażeby nam odjąć tę chętkę do śmiechu.
Tu margrabia odezwał się do Geralda.
— Jak odważne, jak powabne są te dziewczęta, czyś ty widział co podobnego?
— Podziwiam tę nadzwyczajną odwagę, to ich śmiałe lekceważenie niebezpieczeństwa — odpowiedział Gerald wzruszonym głosem — lecz kiedy pomyślę o podłem zuchwalstwie tych dwóch nędzników, na których nawet patrzeć nie chcę, bo możebym się nie umiał powściągnąć i stratowałbym ich nogami... jak...