Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oto mój wuju kochany, odwagi!
— Ah! skończże już, szaleńcze jakiś.
— Zamknij oczy, i marsz naprzód!
— Naprzód? gdzie? przeciw komu? Przeciw mamie Barbancon, mój kochany wujaszku
— Poco?
— Ażeby jej oznajmić... żem zaprosił kogoś na obiad Ach! do djabla! — zawołał weteran. I cofnął się parę kroków do swojej altany, z której już był wyszedł na próg.
— Dzisiaj... na obiad — mówił dalej podoficer.
— Ah! do stu piorunów! — powtórzył marynarz. I tym razem jeszcze dalej się cofnął.
— A przy tem wszystkiem — dodał Oliwier, moim gościem... jest jeden książę!
— Książę! zginęliśmy! — zawołał weteran. I zrejterował do najodleglejszego kąta altany, w którym, jak w twierdzy jakiej, bronić się zamierzał. — Niech mnie djabeł weźmie, jeżeli się podejmę oznajmić twoje zaprosiny mamie Barbancon.
— Cóż to, mój wuju? marynarka się cofa?
— Jest to napaść, bitwa przedniej straży, to należy do lekkiej jazdy. Nie darmo jesteś huzarem, mój chłopcze. Naprzód! marsz! pierwsza zdobycz twojem powinna być dziełem, tyś furażer. Oto właśnie idzie pani Barbancon, jest tam na dole, widzisz ją?
— Widzę, tam koło wody, która należy do twoich żywiołów, do przedsięwzięć morskich. Dalej mój wuju, dalej naprzód!
— Ah! mój Boże! ona tu idzie, patrz, już jest — wołał weteran, Widząc zbliżającą się gospodynię, którą kilka słów Oliwiera pobudziło do ciekawości i która rzeczywiście zbliżała się do nich w nadziei, że się czegoś więcej dowie.
— Mój wuju — rzekł młody żołnierz stanowczo, kiedy pani Barbancon zbliżała się do drzwi altany — odwrót jest zupełnie niemożliwy, gość mój przyjdzie najpóźniej za