Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1804

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kończmy! Dam panu, ile zechcesz, jeżeli wrócisz do domu. Słuchaj pan, ja mam złoto w kieszeni.
Brzęcząc złotem, którem miał napełnioną kieszeń w kamizelce, dodał:
— Tu mam dwadzieścia pięć do trzydziestu Ludwików.
— Co? trzydzieści Ludwików? — zawołał nieznajomy chciwie.
W tej chwili wydzwonił zegar na oddalonej wieży ósmą godzinę. W tym samym momencie dał się w kierunku, w którym nieznajomy początkowo kroczył, słyszeć głos, który był podobny do sygnału, szpieg zrobił poruszenie, jakby znał znaczenie tego głosu, i zdawał się przez chwilę być niezdecydowany.
— Ósma godzina — mruknął kapitan — ten łotr nie jest sam.
Zrobiwszy to spostrzeżenie zakasłał głośno.
W tej samej chwili rzucił się ktoś szpiegowi pomiędzy nogi, trzymając go silnie za łydki. Szpieg upadł na ziemię, lecz miał jeszcze tyle czasu, aby zawołać:
— Uważaj, Janie! Śpiesz się...
Nie mógł domówić. Sans-Plume, rzuciwszy go na ziemię, usiadł mu całym swym ciężarem na piersi, ściskając za gardziel, aby nie mógł wołać o pomoc.
— Do djabła! — zawołał kapitan — nie dław go tak bardzo — a uklęknąwszy, związał mu obie nogi swoją chustką.
— Proszę o worek, kapitanie — rzekł majtek, trzymając jeszcze szpiega za gardziel. — Zwiążemy temu łajdakowi około bioder, tak, że się nie będzie mógł ruszać, jak pakiet starych żagli.
W kilku minutach znajdował się szpieg do połowy w worku, a mając nogi związane, nie był w stanie się poruszyć. Sans-Plume wrzucił go potem do rowu, poczem nic więcej nie było słychać, tylko urywane jęki.
— W klasztorze powstanie hałas — rzekł kapitan do