Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pani Bastien — nie uwierzysz, jak jestem szczęśliwą, więc nasze smutne chwile już na zawsze skończone?
— Tak, moja matko... i przysięgam ci, że ja żadnej nie będę ci już sprawiał zgryzoty.
— Drogi Fryderyku — rzekł David z uśmiechem — wiesz, że nie jestem takim nauczycielem, jak wielu innych, i że pola chętnie wybieram na salę nauki, czas jest dosyć piękny dzisiejszego poranku, czy chcesz wyjść ze mną?
Fryderyk zadrżał nieznacznie, ale zaraz potem odpowiedział:
— Jestem gotów towarzyszyć panu.
I obróciwszy się do pani Bastien:
— Żegnam cię, matko — rzekł, ściskając i całując ją z tkliwością.
Trudno byłoby wyrazić jakiego uczucia doznała pani Bastien, słysząc te słowa:
— Żegnam cię, matko...
Słowa te, które zeszłej nocy, czy to przez sen, czy na jawie, zabrzmiały w jej duszy, jakby złowrogie przeczucie.
Zdawało się także Marji, że pocałunki jej syna były tym razem dłuższe, niż zwykle, i że ręka jego, którą jeszcze trzymała, drżała w jej dłoni.
Wzruszenie młodej matki było tak gwałtowne, że oblicze jej pokryło się śmiertelną bladością, i mimowolnie, zawołała głosem najżywszej trwogi:
— Mój Boże! Fryderyku, dokąd ty idziesz?
David nie spuścił z oka pani Bastien, odgadł on wszystko i rzekł do niej tonem najnaturalniejszym w świecie i wymawiając umyślnie niektóre wyrazy z pewnym przyciskiem:
— Cóż dziwnego! Fryderyk żegna się z panią, bo wychodzi ze mną na przechadzkę.
— Nie inaczej! moja matko — dodał Fryderyk, ude-