Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i najwystawniejszym przepychom. I nie jest to próżném tylko marzeniem. Nie, nie, albowiem przy skarbach naszych, wszystko to mogłoby zostać rzeczywistością jutro, dzisiaj, natychmiast. Jakże więc chciałbyś wymagać, ażeby skąpiec miał odwagę lub wolę pozbyć się takiego talizmanu? Jakto! dla jednego projektu, dla jednego urzeczywistnionego marzenia, mianoby poświęcić tysiąc innych projektów, tysiąc innych marzeń mogących być bezzwłocznie wykonanemi, zwłaszcza kiedy sobie powiemy: — Cóż ja robię złego? Komuż wyrządzam krzywdę? Czyliż mój syn nie był aż dotąd zadowolony ze swego losu? Czyliżby on nie był dumą każdego najdumniejszego ojca ze swych dzieci?Zresztą, czyliż ja to nie dla niego, nie dla niego wyłącznie gromadzę moje skarby?
„A potém, gdybym też inaczéj postępował, zobaczmy, cóżby ztąd dobrego wynikło dla mego syna i dla mnie?
„Gdybym był rozrzutnym, to moja rozrzutność zgotowałaby nędzę dla mego biédnego „kochanego dziecka.
„Gdybym się zaś ograniczył na rozsądném „wydawaniu mego dochodu?