Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piszę. Gdyby nie ta okoliczność, co jabym ci to miał do powiedzenia!

„Twój wiecznie twój Ludwik.”

Maryja słuchała tego czytania z takiém osłupieniem, że jednego słowa w tej chwili wymówić nie mogła.
— Widzisz więc Maryjo, — dodał Ludwik, — widzisz co ja do ciebie pisałem. Mój Boże! jakimże sposobem ten list mógł w tobie taką rozpacz obudzić?
— Jakto! panie Ludwiku, w liście takie rzeczy stały?
— Przeczytaj pani sama, — odpowiedział Ludwik, podając pani Lacombe kawałki swego listu.
— Alboż ja to umiem czytać! — rzekła na to opryskliwie. — Ale, cóż się to stało, że Maryi przeczytano rzeczy zupełnie przeciwne, a nie to co pan napisałeś? Maryjo, — zawołał nareszcie Ludwik, — kto czytał ci mój list?
— Pisarz publiczny, — odpowiedziała dziewica.
— Pisarz publiczny! — powtórzył Ludwik, któremu dziwna myśl przyszła do głowy. — O! zmiłuj się, Maryjo, wytłómacz się!