Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszakże i Bóg siódmego dnia odpoczął,... panie hrabio; a czemużbyśmy my biedacy tego czynić nie mieli?
— Dosyć tego, wyniośle zawołał pan Duriveau. Uczynię to czego żaden z was nieśmiałby, i nic w tém dziwnego!
I podniecony prawdziwą odwagą, jak niemniéj chęcią okazania się wyższym nad gmin który rzeczywiście uważał za plemię podlejsze od swojego, hrabia, mimo próśb pani Wilson i Rafaeli, która głos swój z głosem matki połączyła, bez broni wszedł śmiało w podziemie, rozkazującém spojrzeniem zabroniwszy staremu Latrace, aby nie szedł za nim.
Bądź dla tego że pan Duriveau zapomniał zalecić synowi aby pozostał na zewnątrz, bądź téż iż milczący liczył na jego pomoc, dosyć że Scypio udał się za nim; pierwéj jednak zapalił trzecie cygaro i z właściwą sobie szyderczą oziębłością poszedł w ślady ojca, powiedziawszy do pani Wilson:
— Moje panie.... módlcie się za nas... ale prosił — o chór...
I machinalnie końcem łowieckiego harapnika otrzepując zakurzone bóty, niedbale zaczął spuszczać się w jaskinię.