Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzucając wzrok czuły na córkę. — A zatém panie hrabio, obaczmy, czy ten czarownik Lumineau jak go tam nazywacie, dokaże obiecanego cudu czy nie?
To powiedziawszy pani Wilson galopem puściła konia; wszyscy jeźdźcy pospieszyli za nią, zmierzając wysokim lasem ku stronie, w którą popędził stary strzelec.
Sam tylko pan Alcyd Dumolard pozostał w tyle; potrzeba było zręcznie umiéć kierować koniem chcąc cwałem wyminąć ogromne jodły które się, jak piony na szachownicy krzyżowały. Pan Alcyd Dumolard nie usiłując nawet narazić swego wierzchowca na tę próbę giętkości, poprzestał na powolnéj jeździe stępo, lub małym truchtem, i zdala zdążał za resztą myśliwskiego orszaku; atoli widząc że mimo wszelkich wysileń coraz bardziéj oddala się od swych towarzyszy, pan Alcyd Dumolard uczuł w sobie jakąś okropną trwogę; bo myśl o niebezpiecznym zbójcy, którego w tych lasach i właśnie w tém miejscu ścigano, ustawicznie go niepokoiła.
— W krytycznéj chwili, taki zbój gotów na wszystko, a i bez tego o nieszczęście nie trudno.... te lasy tak są samotne — mruczał nasz tłu-