Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/537

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak, jest to szkaradnie, to okropnie; myśl się oburza, serce krwią zachodzi na widok tych stworzeń boskich, uposażonych nieśmiertelną duszą, mających w sobie wszelkie zarody pięknego i dobrego, a pogrążających się, poniżających i upadlających w podobnych rozkoszach.
Lecz, iżby je ganić, gdzie są rozrywki szlachetne, niewinne, wzniosie, a nieprzechodzące możności tych nieszczęśliwych, gdzie są rozkosze, którebyśmy im ofiarować mogli w zamian za ich zwierzęce uciechy?
Jakież dowody życzliwości dajemy tym wydziedziczonym tłumom? Nie zapominano o nich jako o narzędziach do pracy, żeby korzystać z ich siły, pojęcia, życia; lecz czyliż kiedykolwiek troszczono się o ich zabawy?
Nie, i dla czego? Czyliż kiedykolwiek pomyślano że oni, mianowicie w przykrym stanie swoim, po długich dniach utrudzającej pracy, koniecznie potrzebują rozrywki, zabawy? Czyliż pamiętano o poprawieniu, o uszlachetnieniu tych rozrywek? Czy się tym, którzy w czasie pokoju wzbogacają kraj, którzy go bronią w czasie wojny, otworzono w imieniu tego kraju, co tydzień obszerne miejsca zabawie poświęcone, gdzieby mogli znaleźć miłą, czystą, pocieszającą i nauczającą rozrywkę?
Nie i nie. Jakiémże tedy prawem ganimy tych nieszczęśliwych, że się nurzają w grubiaskich ucie-