Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zostańże sobie, jeżeli ci dobrze... A ty Marcinku sam się będziesz bawił... ale strzeż się Bambocha... bo djabelnie złośliwy i chytry... Ale, ale zapomniałam... dla zachęty muszę ci pokazać piękne sukienki, w które się ubierzesz jeżeli dobrze pracować będziesz; chodźno tu.
I matka Major zaprowadziła mię do izby; otworzyła ogromny tłómok i wydobyła starą turecką kamizelkę z czerwonego, wytartego aksamitu, zasianego wypełzłemi blaszkami.
— Wdziej-no to na siebie Marcinku; dobrze; a widzisz jakiś ładny! Kamizelka dwa razy dłuższa odemnie, wyglądała jak surdut; lecz wyznam iż ten ubiór wydał mi się przepysznym, zaślepiającym, i że mimo mojéj trwogi, nadzieja noszenia za dni kilka tak wspaniałéj odzieży uradowała mię cokolwiek.
— Kiedy to włożysz na siebie, kiedy wdziejesz cieliste trykoty, pelerynkę z blaszkami, i włożysz bóciki obszyte kociém futerkiem, będziesz wyglądał jak prawdziwy cherubinek, dodała matka Major. Teraz jeżeli chcesz, idź do piwnicy do Bambocha, jeżeli nie, to baw się na dziedzińcu... zawołam cię kiedy będzie czas dziobać gałki.
Matka Major poszła do la Levrassa; ja zaś sam zostałem na dosyć obszernym dziedzińcu, otoczonym wysokim wprawdzie i zniszczonym murem, ale szczelnie na ciężkie drzwi zamkniętym. Na ten dzie-