Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Żandarmi, naprzód! — nagle zawołał grzmiący głos.
I szybko jak słowo, Beaucadet od niejakiego czasu z pięciu żandarmami zaczajony za zwaliskami piekarni, pod które się podsunął, rzucił się na Bête-Puanta, podczas gdy żołnierze obstąpili Marcina, który przerażony niespodzianym napadem, żadnego nie stawił oporu.
Ale inaczéj rzecz się miała z wykradaczem, mężnie i zajadle walczył on z przeciwnikami, którzy tylko z wielkim trudem zdołali go obalić na ziemię i włożyć mu kajdanki.
— Ha! przeklęta gadzino, — zawołał tryumfujący Beaucadet — mówiłem że cię schwycę prędzéj lub późniéj... i ażebyś wiedział jak, to ci powiem: oto konnych wyprawiłem przez groblę, a sam przyszedłem przez step; łotrze! żeś otworzył śluzę, myślałeś rozbójniku żeś bezpieczny? hę!
Wykradacz nie odpowiedział.
Beaucadet zwracając mowę do Marcina dodał:
— A ty, mój zuchu, przyjacielu od serca tego łotra, który pmjmuje pokłony od moich ludzi... mówiłem panu hrabiemu: działajmy skrycie, podstępnie... jak gdybyśmy o niczém nie wiedzieli... To-