Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pryś sobie kiedy chcesz... ale ja, pragnę dać przykład... przykład straszny... i dam go niezawodnie.
— Ach! przyjacielu, — zawołał Marcin, — sprawa twoja jest zbyt czysta, zbyt piękna, nic kalaj jéj więc gwałtem, a Bóg sam spełni twoje zamiary, sam ukarze zbrodnię.
Mimo dzikie postanowienie swoje, wykradacz nie mógł ukryć wrażenia jakie na nim wywierały słodkie, wzruszające, i przekonywające słowa Marcina.
— Może ma słuszność, — szepnął — gwałtowność to zła doradczyni... życie człowieka jakkolwiek niegodziwego... zawsze ważną jest rzeczą. — A gdyby mię nienawiść oślepiała... gdybym,... mimo tylu dowodów zdających się uprawniać czyn mój... ulegał nienawiści, a nienawiści osobistéj... wreszcie... mamże być sędzią zarazem i katem... jakkolwiek wielka jest zbrodnia... o to okropne!
Lecz wkrótce oburzając się przeciw tak zbawiennym i wspaniałomyślnym uwagom, wykradacz zawołał:
— Nie! nie! dosyć téj podłéj słabości!... a ty! ty mi nakazujesz politowanie, — potém z okrutną ironią dodał zwracając mowę do Marcina, — z wysokości sfery twéj wspaniałomyślności i obłąkują-