Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak jest, przez oszczędność! — z wybuchem dzikiego śmiechu powtórzy! Bête-Puante; ale nie... co mówię?... to ostatnie schronienie które prawdziwie chrześcijański ksiądz otworzył dla nędzy, dla wstydu, lub żalu uwiedzionych dziewcząt, zamknięto nie przez oszczędność ale przez loikę... bo wiedziano że tym sposobem niezawodnie śmierć pochłonie większą liczbę dzieci, któreby w tém schronieniu znalazły macierzyńską troskliwość. Zamknięto koło dla podrzutków, bo lękano się z czasem zbytniego natłoku na uczcie życia.
— Ah! Klaudyuszu... to okropnie! rzekł Marcin kryjąc twarz w obu dłoniach; o! litości... litości!
— Masz słuszność... ironia na bok; nienawiści potrzeba! zawołał wykradacz, tak jest, hańba i sromota ludowi który nie błogosławi przyjściu na świat bożego stworzenia! który go nie przyjmuje jako dar boży z wdzięcznością i życzliwością... Tak jest, przekleństwo krainie która zrodzonego ubogo i opuszczonego uważa za nieszczęsny i niebezpieczny ciężar, a tém samém zmusza go na przyszłość do nędzy, niewiadomości, i częstokroć do zbrodni. Przekleństwo tym którzy mię niemal pozbawiają prawa użalania się na śmierć syna twojej siostry... A jednak... ulegając mimowolnemu rozczuleniu mó-