Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A potém, te wilgotne jesienne nocy, kiedy był pastuchem...
— I nam to ta wilgoć ciąży nie mało na karku, toć kiedy się zestarzejemy, albo może i prędzéj... Nie ma się czego śmiać... mnie gorączka ciągle napastuje.
— Bah!... i nas ona porządnie smaży, wtrąciła la Robin, biédna brzydka istota, któréj nie brakowało lekceważenia, téj filozofii pokornych. I motyki szczerbią się kiedy niemi długo kopiemy, a kiedy się zużyją, to się je wy...rzuca precz. A cóż chcecie?...
— Prawda... prawda,... taki to już nasz los...
— Ale to przykry los jednak dla nas biédnych ludzi, — dodał inny parobek.
— O!... masz racyę... i trudno go znieść.
— Bah... ale go znosimy... rzekła la Robin, los, jest to zawsze los.
— Ty, la Robin, przerwał parobek, ciebieby i na sztuki porąbano, to powiesz: — Przebaczcie... to moja wina, alem ja tego naumyślnie nie uczyniła.
— Ale kiedy to los! odparła folwarczna dziéwa tonem głębokiego przekonania, a na dowód