Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miał pociechę — ale nic nie pomaga, pan baron chmurny, na wszystko kręci nosem; może ci potrzeba jakiej paryskiej lafiryndy? Doprawdy, śliczny masz gust, mój kochany, twoi przodkowie chyba aż się w grobach przewracają!... I co ty właściwie zamierzasz?
— Mój kochany księżę, daję ci słowo, że się zgoła mylisz i że..
Proboszcz przerwał gwałtownie swemu dawnemu elewowi.
— Co to, jeszcze śmiesz się odzywać?... A więc — cóż tymczasem robi pan baron? Zachciało mu się peregrynować po morzu w czasie takiej burzy — i to z kim w dodatku? Z tym starym cymbałem, przed którym sensowni ludzie uciekają, uszy zatykając!... A dlaczego właściwie pan baron tak polubił tego —obwiesia — oto, poprostu, piątej klepki panu baronowi nie dostaje i czarów mu się zachciewa. To rzecz bardzo przyjemna, jak się usłyszy o jakiemś głupstwie, które normalnie mogłoby zadziwić co najwyżej czteroletnie dziecko: a, to coś nadprzyrodzonego, to coś, czego rozum ludzki nie ogarnia to... to... i tak dalej... czary, czary!... O, Boże, cóż to jest, czy mnie oczy mylą?! — wrzasnął nagle pleban, przerywając kazanie i wytrzeszczając oczy ma obraz, który Ewin postawił przed sobą. — Jezus Marja — a to co takiego?... jakim cudem ten... obraz tu się wziął?... Nie, to nie do wiary?
— Co chcesz powiedzieć, księżę proboszczu? — zapytał Ewin i zadrżał mimowoli.
Proboszcz, nic nie mówiąc, wziął obraz i przysunął się, z nim pod okno.
Ewin chciwie ścigał oczyma każde poruszenie swego mentora — pomyślał, że nakoniec dowie się o tej tajemnicy.
— Tak... ależ to ten właśnie!... — mówił proboszcz, wpijając wzrok w portret, z wielką uwagą — Czy to