Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wreszcie wiatr i deszcz stłumiły ogień w wystygłym kominie.
Wówczas małżonkowie powstali w ponurem milczeniu. Teresa przerwała je pierwsza, zwracając się do Ewina ze smutnym uśmiechem:
— Jakże dziwny jest lot myśli.!... Czy wiesz, o czem ja teraz myślę?
— O czem?
— Przyszedł mi, na myśl jeden spokojny, smętny wieczór, który niegdyś spędziłam w mym panieńskim pokoju... w domu męża mej matki... Dwa lata już upłynęły od niego... Razu pewnego, matka moja, po zrobieniu mi jakiejś sceny bez żadnego powodu, kazała mi za karę... nie wiem za co... przepędzić wieczór w samotności... zdarzało mi się to dość często, ale ten wieczór właśnie najmcniej utkwił mi w duszy... Byłam wtedy rozentuzjazmowana Renem, tą melancholijną pięknością... Gdy zamknę oczy, wydaje mi się, że jeszcze siedzę, wpół oparta na kanapie, przy ogniu, sama, zatopiona w czytaniu cudownych kart Chateanbrianda, upajając się jego poezją, wzdychając za samotnością Bretonji... wszak’to po tych wybrzeżach błąkał się smutny brat Amellji. Nigdy, nigdy mój przyjacielu, nie wylałam łez, słodszych; nigdy nie kołysało mnie przyjemniejsze marzenie, jak wtedy!...
Po chwili milczenia ciągnęła dalej:
— Któżby mi wtedy powiedział, że po dwóch latach ujrzę się sama na tych smętnych brzegach, do których tak wyrywało się moje serce, za któremi tęskniła moja dusza... będę przy boku przyjaciela, męża, tak dobrego, tak czułego, tak miłego i szlachetnego, jak właśnie Réne — mych dziewiczych marzeń... mój ideał... a przecież dusza moja będzie smutna... będzie bez nadziei, aż do końca i sama będzie końca tego wyglądała... Przeznaczenie...
— Szczególna doprawdy równorzędność naszych losów: I ja przed dwoma właśnie laty pogrążony byłem w marzeniach o moim ideale... Nie znałem cię, a przecież ma-