Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niej i z większą wdzięcznością, aniżeli wszystkie dotychczasowe — wtrąciła z cierpkością i ironją pani Helvira.
Bankierowa zauważyła, że już przed tą naradą, przykre wspomnienia jej męża o pochodzeniu Teresy, budzą się z większą, aniżeli zazwyczaj siłą; starała się też ułagodzić surowem, a raczej ordynarnem i pełnem bezmyślnej złośliwości traktowaniem córki; poprostu prowokowała awanturę.
Teresa, oddawna przyzwyczajona do niegrzeczności i złośliwości matki, skłoniła tylko głowę i milczała, jak zwykle, co też właśnie doprowadziło wrzaskliwą panią Helvirę do najwyższej pasji.
— No i mówiłam ci, Achillesie; — rzuciła się teraz — znowu sterczy mierna jak posąg — zawsze to samo! Oto, jak przyjmuje nasze łaski!
— Szczególne doprawdy przyzwyczajenie, Tereso! — zwróciła kię do córki ze złością — masz zwyczaj nigdy nie odpowiadać na czynione ci zarzuty — to jest wyjątkowo nieobyczajne i niegodziwe!
Teresa milczała dalej.
— Czy słyszysz, co mówię?... Ogłuchłaś, czy co? — wrzeszczała pani Helvira coraz głośniej. — Patrzcie ją, nawet nosa nie podniesie!
Teresa wyprostowała się i z jakimś smutkiem, w którym jednak kryła, się prawie pogarda, spojrzała matce w oczy.
— Ho, ho! Do udawania to, jedyna! — awanturowała się pani Dunoyer, siląc się na ironję.
— Zanadto surową jesteś dla mnie, mamusiu — rzekła wreszcie zniecierpliwiona Teresa, bolesnym, przejmującym głosem.
— Co?!... Ona śmie... Ona śmie...
— Uspokój ię, Helviro, uspokój — wtrącił pan Achilles. Wogóle branie Teresy w obronę przed matką sprawiało mu czasami rodzaj przyjemności, jakby tem braniem jej w obronę przejawiał rodzaj wspaniałomyślno-