Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mość o śmierci swego teścia, don Pablo, jednego z najbogatszych magnatów kubańskich — którego jedyną spadkobierczynią jest markiza. Tak więc, markiz stał się teraz jednym z najbogatszych ludzi we Francji — pewno będzie zmuszony udać się na Kubę, dla objęcia niezmiernego spadku, tymczasem zaś, dla spędzenia pierwszych dni żałoby, udał się do swych włości, gdzie urządza olbrzymie polowanie — mnóstwo młodzieży z nim pojechało, a mnóstwo, między innymi ja, wybieramy się tam. Bóg, wie, co tam będziemy dokazywali!
(Nawiasem mówiąc, dowiemy się później, dlaczego de Montal wolał pozostać w Paryżu, mimo, że markiz zaprosił go jednego z pierwszych. Miał do wykonania pewien plan).
— Zapewne i dziewczynki zabrali ze sobą! — zaśmiała się pani Helvira — A jego małżonka czy to prawda że markiz po owej scenie na uczcie zerwał z nią?
— A czy prawda, że jej nie chcą nigdzie przyjmować? Co za skandali! — dodał złośliwie pan Achilles Dunoyer.
— Co, co? — rozlagły się wykrzykniki i zapytania w kierunku markiza.
— Ależ to wspaniałe! — zawołała pani Helvira, wzruszając ramionami. — Powiedz nam, Montalu, czy markiz istotnie rozszedł się z żoną? Że przed nią wszędzie drzwi zamykają, to było do przewidzenia i trudno temu się dziwić...
— Ależ bynajmniej — odpowiedział pan de Montal — markiz poprzestał tylko na wymierzeniu sprawiedliwości pani de Beauregard, która bezczelnie prezentowała się w świecie, nawet już po tej całej awanturze.
— Jakto? — zapytała pani Helvira.
— Kilka dni temu, jeszcze przed dowiedzeniem się o śmierci ojca markizy, byłem na wieczorku u księżnej Noirmont. Gdy weszła piani de Beauregard z zupełną śmiałością przywitała się z księżną — potem rozsiadła