Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nad tych, co mówią, że kochają się tylko w kobietach rozwięzłych; biedni mężowie wierzą w to i niejeden mówi do żony: czy uwierzysz moja droga, że des Roches naprzykład, taki piękny mężczyzna, kocha się tylko w gryzetkach i tem podobnych? — Na co żona omal nie odpowiada z mimowolnem oburzeniem:
— Ależ, mój panie, za kogo mnie uważasz, mnie? To jest niesłychane ubliżenie!
Wesołą rozmowę przerwał lokaj, przynosząc nową kartę wizytową.
Pan de Montal odczytał głośno:
— Baron Ewin de Ker-Elliot!
— Bretończyk, szuan, bretończyk z krwi i kości! — zawołał markiz. — A więc dzika kaczka wylazła wreszcie z trzciny?
— Poproś pana barona, aby wszedł — rozkazał lokajowi gospodarz.
Lokaj wyszedł.
— Czy to kto z prowincji? — zapytał z uśmiechem kapitan spahisów.
— Tak — i pierwszy raz przybył do Paryża — odpowiedział pan de Montal, również się uśmiechając.
— Ależ to wybornie! — zawołał markiz. — Jakże to się świetnie składa — zaraz zabierzemy go ze sobą na kolację!
— Dziś? — zapytał de Montal.
— Tak, dziś właśnie przyszedłem ciebie zaprosić, a stąd iść do ciebie, Beduinie. W samą porę się tu zjawiłeś.
— Dziękuję — ale co za pomysł... kolacja w dniu pojedynku...
— A cóż w tem osobliwego?... Przytem, mam pewną ważną przyczynę do tego i, jeżeli jesteście moimi przyjaciółmi, nie odrzucicie chyba mego zaproszenia. No, ale gdzież ten szlagon?
W tejże chwili wszedł Ewin.
Musimy sobie przypomnieć, że Ewin był to człowiek,