Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał, atoli razu pewnego rzece do swego pieczeniarza ze zwykłym sobie cynizmem:
— Czy chcesz pożyczyć ode minie pieniędzy, czy też umizgać się do mojej żony? Będziesz miał jedno i drugie — dam ci zaraz sto luidorów, a jutro przedstawię cię pani markizie. Widzisz, jak mnie łatwo zjednać sobie pochlebstwem...
Pan de Montal miał jeszcze pieniądze, uwiedzenie zaś pięknej, lecz dzikiej markizy uważał za zadanie ponad swoje siły, uprzejmie więc podziękował za jedną i drugą formę wynagrodzenia, bożyszcze swe atoli obficiej jeszcze opsypywał komplementami, ku wielkiemu ukontentowaniu markiza.
Tak więc szczodry markiz, stał się najbliższym przyjacielem pana de Montal, chociaż często łajał go o pannę Julję, uważając prowadzenie interesów podobnych osóbek za niegodne poprostu przyzwoitego człowieka.
Teraz opiszemy właśnie poranną wizytę markiza u pana de Montal.
Nadmienimy tylko, że przez kilka sekund, które czekał na otwarcie drzwi parnia hrabiego, przyjaciel jego miał zmienione rysy twarzy, zdawał się hamować nienawiść i gwałtowny gniew, kilkakrotnie złość aż mu twarz wykrzywiła; wszedłszy jednak do hrabiego, odzyskał zwykłą swą pogodną wesołość i dowcip.
A jednak badawcze oko dostrzegłaby w twarzy markiza gorączkowe drgania, świadczące, że jego wesołość była jedynie pozorem, pokrywającym gwałtowne wzburzenie.