Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i pragnieniami samotnych marzycieli! Ileż sympatyj nigdy nie zapoznało się, nie zetknęło ze sobą! Ileż los pochłonął szczęścia, ileż rozkoszy odmówił okrutny traf, uprawiający, że dwa serca, pokrewne sobie, nigdy się nie spotkały albo, jeżeli się spotkały, to zapóźno!
Nie będziemy się już rozwodzili nad temi prawdami, bo sama konsekwencja wypadków tej powieści da nam je zrozumieć.
W czasie, gdy Teresa była pod takiem wrażeniem Rene‘go, który tyle uczuć nowych i nieznanych w niej obudził, Ewin de Ker-Elliot przybywał właśnie do Paryża, ponieważ zaś, jak wiemy wybrał się właśnie do pana Achillesa Dunoyer, nie byłoby więc żadnym trafem, gdyby zapoznał się z Teresą, dostrzegł jej tajemnicze, fantastyczne podobieństwo z fatalnym portretem ze swego rodzinnego zamku i uczuł ku niej namiętną miłość, ponieważ traf jakiś obdarzył tę młodą dziewicę tem wszystkiem, w co Ewin de Ker-Elliot przybrał swoje bożyszcze.
Zapewne, Ewin de Ker-Elliot, baron, potomek jednej ze znakomitszych rodzin Bretanji, nigdy nie mógł spodziewać się, by miał zostać zięciem pani Helviry, mężem jej córki z nieprawego łoża, noszącej nazwisko wzbogaconego kotlarzu... Ale czyż to nie zależy od jego woli wyłącznie — czyż nie jest bogaty, czyż nie ma tytułu, czyż nie uwolniłby tę nikczemną parę małżeńską od ciężaru, którego tak pragną się pozbyć?
W dalszym toku powieści przekonamy się, czy los zerwie, czy zacieśni tajemnicze nici, które zdawały się łączyć Ewina de Ker-Elliot z tą bladą dziewczyną o czarnych oczach i włosach.
Pan Danoyer, opowiadając żonie przy córkach o nowym swym przyjacielu, po całym szeregu niesmacznych pochwał na temat rozrzutności, rozwięzłego życia i elegancji pana hrabiego de Montal, zakończył swą gadaninę słowami
— Ależ to Don Juan prawdziwy!