Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan Dunoyer roześmiał się.
— Tak, oczywiście, że się nie rozszedł, nawet z tem się nie kryje; powiadają też, że żyje i z siostrą Róży; przynajmniej widują je często razem w Operze w małej loży... A ta głupia niedźwiedzica amerykańska niczego się nie domyśla.
Pani Heloiza wpadła w jeszcze większą wesołość i zadowolenie.
— Tem gorzej dla niej — rzekła ze śmiechem. — Mimo pięknej figurki strasznie ma baranią minę, a w tych purytańskich czepkach wygląda jak zakonnica.
— Czy dlatego ma głupią minę, że wygląda jak zakonnica, mamusiu? — odezwała się mała Klementyna.
— Kochane dziecię! — zawołała pani Dunoyer, ściskając córkę z miłością i macierzyńską durną — na honor, tylko temu robaczkowi może coś podobnego przyjść do głowy! A jaka ona szczera — co tylko pomyśli, zaraz i powie!
— No, ale nie trzeba pozwalać, aby to posuwało się za daleko — odezwał się pan Achilles, również zresztą kontent z dowcipu swej córeczki.
— Co, możebyś wolał, żeby była nieodgadniona, stale milcząca?...
Pani Dunoyer spojrzała na Teresę z przekąsem.
Zapewne i pan Dunoyer zrozumiał odrazu, do kogo jego żona pije, bo dodał znacząco, także rzucając na młodą dziewczynę jadowite spojrzenie.
— Cicha woda zawsze najgorsza; od skrytych charakterów wszystkiego się można spodziewać i nigdy nie można im w niczem dowierzać, ani na nie liczyć.
Teresa, zrozumiawszy doskonale te wycieczki przeciwko niej, do których była przyzwyczajona, wlepiła oczy w krosna i nie odezwała się ani słowem.
Miss Hubert, założywszy ręce i wlepiwszy oczy w kominek, zdawała się nic nie słyszeć podczas tej sceny; kiedy niekiedy wzgardliwy uśmiech przelatywał po jej ustach,