Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc, że mąż poczyna już gadać o swych ulubionych marzeniach, o politycznej karjerze.
— Nie gnewiaj się tak, Heloizo, nie wytrzeszczaj tak oczu, pomyślałby kto, że chcesz mnie pożreć. Jak powiem ci nazwisko mego przyjaciela, gotowaś nabrać do niego jakichś uprzedzeń, może już o nim słyszałaś.
— Zapewne, że nabiorę, skoro dłużej będziesz mnie nudził.
— A więc ci powiem: zaprosiłem na jutro hrabiego Edwarda de Montal.
Pani Heloiza omal nie podskoczyła z niepohamowanej radości.
— Wybacz, mój drogi, przecież, jeżeli on pojawi się u nas, państwo Dubois chyba pomrą, z radości — zawołała rozpromieniona. — Naturalnie, że słyszałam o panu de Montal bardzo wiele; często go też widywałam na operze; to wielki znawca muzyki. Oczywiście, że przyjmę go jaknajserdeczniej; lękam się tylko jego szyderczej miny; raz, wychodząc z opery, słyszałam go przypadkowo: czego też nie wygadywał o pani Dubois i jej bratowej! Ach, jak je pysznie ubrał!... Nie mam mu zresztą tego za złe, bo te wydry zasługują na to przez swą nadętość... Ale, uważa się, Achillesie, teraz sobie przypominam, pan de Montal jest przecież w wielkiej przyjaźni z markizem de Bauregard; znasz chyba męża tej małej markizy, młodej amerykanki, która ma tak napuszoną minkę.
— Oczywiście, że znam doskonale; markiz de Beauregard jest królem lwów salonowych, tak, jak hrabia de Montal ich hetmanem. To też elegancki panicz; żebyś wiedziała, ile pieniędzy przepuścił!... No, ale powiadają, że strasznie się obłowił w Ameryce, bo też ma głowę do interesów i że ma teścia pono miljonerem.
— Czy, pomimo tego małżeństwa, markiz nie rozłączył się z tą małą Różą z Opery — zapytała z uśmiechem pani Heloiza, bawiąc się rudami włosami młodej córki, która położyła głowę na jej kolanach.