Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zrozumieliście mnie, państwo? — zakończył o. Griffon. — Zamiary tego judasza leżą, jak na dłoni: w jakiś chytry sposób przywłaszczywszy sobie pańskie nazwisko, chce teraz zapomocą tego oszustwa, porwać pańską małżonkę... W takim razie, musisz pan albo wyjaśnić czemprędzej, że jesteś prawdziwym księciem Monmonth, albo dopuścić do wyjazdu księżnej djabeł wie dokąd z tym nędznym obwiesiem!
Powróćmy teraz do gaskończyka, który tymczasem, wsparty na ramieniu p. de Chemerand, wspina się z wysiłkiem po stromych zboczach Czarciego Wzgórza. Za nim dwaj żołnierze wiodą krępowanego pułkownika Ruttlera, pogrążonego w posępnej zadumie.
P. de Chemerand nie miał pojęcia o wyglądzie ks. Monmonth, na podstawie więc słów pułkownika Ruttlera bez wahania uznał gaskońskiego szlachciurę za królewskiego bastarda.
Gaskończyk dziwował się wielce, zdążył już jednak otrzaskać się z niesamowitemi przygodami, ścigającemi go na tej zaczarowanej górze, widząc zaś, że obecnie zaczynają one przybierać zgoła niezły dlań obrót, w dalszym ciągu grał rolę męża Angeliki. Nie było to dlań rzeczą łatwą, — wiedział już wprawdzie, jak się nazywa i jakiej jest narodowości — pozatem jednak nic o człowieku za którego się podawał, nie wiedział; jednak, dzięki wrodzonemu sprytowi, przedewszystkiem zaś dzięki niepojętemu wprost brakowi rozwagi wszystkich aktorów tej warjackiej awantury, pokonywał szczęśliwie wszystkie trudności. Dla umocnienia królewskiego wysłańca w wierze, że ma przed sobą istotnie angielskiego księcia, kaleczył szkaradnie swą ojczystą mowę, p. zaś de Chemerand ani przez myśl nie przeszło, że przecież jeden z największych panów Anglji nie popisywałby się taką francusczyzną.
— Gdy już wejdziemy do pałacu waszej książęcej mości — mówił p de Chemerand — przedłożę księciu panu pełnomocnictwa, w jakie mnie zaopatrzył Jego Królewska