Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widziałeś tego kawalera? — zwróciła się do swego kochanka.
— Nie... lecz ponieważ doniesiono mi o jego zamiarach, a ponieważ mam miękkie serce i nie zniosę, by coraz to nowe ofiary wpadały ci w ręce, poprosiłem tego durnia Youmalë‘a, by mu posłał małe ostrzeżenie... Udało mi się wzbudzić w tym ludojadzie zazdrość...
— Co?... Bez porozumienia ze mną?... A jeżeli ja zechcę go mieć... przecież mógł się przestraszyć... No i jaki skutek miało to ostrzeżenie?
— Żadnego. Nie masz wyobrażenia, do jakiego bohaterstwa staje się zdolny gaskończyk dla złota. Dziś o samym świcie ruszył w drogę i teraz przedziera się przez puszczę — będzie pewno brnął dość długo, bo nie zna drogi do miejsca swej zguby.
— Jakóbie, mam myśl!... — zawołała straszliwa wdowa. — Wpuśćmy go tu... nawet zwabmy sami, dla uciechy... będziemy mogli go podręczyć.., Przecież on zakochał się nie we mnie, a w mojem złocie i brylantach!
Zamiast się zgodzić z radością, jak na takiego okrutnika przystało, Ouragan głęboko się zamyślił.
— Jakóbie, Jakóbie... nie słyszysz mnie, czy co?... zawołała ze zniecierpliwieniem Angelika. — Chcę, mieć tego gaskończyka... chcę koniecznie!... Słyszysz?!
Lecz mulat zamiast odpowiedzi, zakreślił ponad swą głową wskazującym palcem prawej ręki, kolo nad swą głową i posłał kochance znaczące spojrzenie. Widocznie znak ten oznaczał coś straszliwego, bo na twarzyczce młodej kobiety odrazu odmalowała się trwoga. Zerwała się z miejsca, podbiegła do kochanka i ukląkłszy przy nim zawołała słodkim głosem, którego wyraz stanowił dziwny kontrast z dotychczasowym jej wesołym i swobodnym cynizmem:
— Masz słuszność... doprawdy, jak coś podobnego mogło mi w głowie postać!... Rozumiem cię...
Ouragan ucałował ją gorąco, mówiąc: