Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prostokątny dziedziniec, otoczony oficynami dla służby, licznej, jak — wogóle w kolonjach, oraz zabudowania gospodarskie. Sklepiona brama, jeszcze warowniejsza, prowadziła z tego dziedzińca do pawilonu, zajętego przez Sinobrodą.
Nigdy, ani jeden z niewolników — negrów, ani z mulatów, piastujących wyższe stanowiska w hjerarchji służby domowej, nie przekroczył tej sklepionej bramy; jedynie kilka mulatek, stanowiących fraucymer Sinobrodej miało dostęp do swej pani.
Dom był parterowy, bardzo, jak na Martynikę wytwornej budowy. Otaczała go galerja drewniana, z nieociosanych pni, podtrzymująca stromy dach bambusowy.
Wysokie banany i palmy kokosowe parku stanowiły wspaniałe obramowanie domu; ich gąszcz ciągnął się aż do przepaści, do której dna wiodło owe przejście podziemne, znane nam już, w którem tak straszne przejścia spotkały pułkownika...
Wchodzący do pawilonu mógł ujrzeć odrazu młodą kobietę, prawie dziewczynę, mającą conajwyżej od lat dwudziestu, do dwudziestu trzech — rysy twarzy miała tak delikatne i prawie dziecinne, a kibić tak wiotką, że możnaby ją wziąć za dziewicę szesnastoletnią. Ubrana była w płaszcz szeroki, z białego muślinu, z rękawami.
Leżąc niedbale na miękkiej sofie, oparła białe czoło na drobnych rączkach, prawie niewidocznych w gęstej powodzi cudnych, złotych loków i pogrążyła się w czytaniu sporej książki w czerwonej, safianowej oprawie, leżącej na krawędzi. Czytelnik domyśla się zapewne że owem uroczem zjawiskiem była we własnej osobie straszliwa Sinobroda, a raczej jak brzmi prawdziwe jej imię — Angelika.
Nagle usłyszała w pobliżu szelest: podniosła swą śliczną główkę i usiadła na brzegu sofy, wdzięcznym ruchem odrzucając wtył bujne włosy. W chwili, gdy zerwała się z lekkim, radosnym okrzykiem: to on, kotara we drzwiach