Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I Sinobroda miałaby być istotnie kochanką takiego zucha?
— Wszyscy wiedzą, że całe dnie przesiaduje na Czarcim Wzgórzu, w jej domu.
— A jakże pozwala, żeby ten bukanier?...
— Doprawdy — wtrącił ktoś z pasażerów — nie wiem, z kim wolałbym mieć do czynienia — z tym zawadjaką Ouragan‘em, czy z bukanierem... Myśliwym Ludzi!...
— Czy to rzeczywiście potwór?
— Conajmniej równie dziki i nieokrzesany, jak owe bawoły i dzikie świnie, na które poluje... nawet ryczy, jako ten byk.
— Hm... nic dziwnego... Kto stale przystaje z bydlętami, nabiera ich obyczajów. — Zauważył de Cronstillac. — No, a ten kanibal musi mu pewno nie ustępować.
— O, co do tego zbója — odezwał się jeden z wyspiarzy mogę o nim opowiedzieć coś ciekawego. — Ostatniej zimy płynąłem jego małą pirogą z Anse-stu-Sable do Mervie-Galante. Rzeka Toussaint wylała tak gwałtownie, że wzburzyła morze w pobliżu ujścia i musieliśmy płynąć, znacznie nadrabiając drogi. Płyniemy... aż tu raptem spostrzegamy na dziobie pirogi... wysuszoną, jak mumja głowę i parę również wysuszonych ramion... to ozdoba pirogi tego dzikusa!... Pytam tego szpetnego ludojada, czy słyszał o niedawnem zatonięciu hiszpańskiej brygantyny i czy znał mnicha Simona, który znajdował się na jej pokładzie. O, ojciec Szymon to był dobry człowiek, ja go zjadł!" — odparł kanibal, wielce kontent z siebie.
W tej właśnie chwili na pokładzie pojawił się o. Griffon.
De Cronstillac obrócił się ku niemu:
— Wielebny ojcze... zarzucają nam, Gaskończykom, że łżemy i dziwy prawimy... ale przecież ja tu słyszę o tej Sinobrodej takie dziwy, aż uszy więdną... Alboż to prawda?
— Synu mój — odparł — nie wymawiaj nigdy imienia tej kobiety. .