Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wujaszkiem, dobrotliwym ojcem Polifemem; będę im opowiadał o dalekich krajach, które widziałem. o bojach, w których krew przelewałem i tak dni nasze będą płynęły szczęśliwie.
— O, tak, zgadzamy się, zgadzamy się chętnie... już się nigdy nie rozstaniemy!... — zawołali oboje małżonkowie ze łzami w oczach.
— Dobrze, ale pod jednym małym warunkiem — odrzekł gaskończyk, ocierając łzę szczerego wzruszenia: — oto musicie się zgodzić, że zapłacę wam za me utrzymanie za lat dwanaście zgory, po 50! liwrów rocznie, czyli 300 luidorów, po upływie 12 lat musimy zawrzeć nową umowę.
— Ależ, przyjacielu...
— Ależ, wasza wysokość, decyduj się... Jeżeli pan się zgodzi, będę na stare lata najszczęśliwszym z ludzi, szczęśliwszym, niż na to zasługuję... jeżeli nieb — biorę mój kosztur dziadowski i idę do ojczystej wioski, zdechnąć gdzie pod płotem, jak pies, co stracił pana...
Gaskończyk mówił to takim tonem, że przyjaciele jego nie mieli serca odrzucić jego żądania.
— Hurra! — krzyknął awanturnik, usłyszawszy, że przyjmują jego Oofertę; wyrzucił kaszkiet w górę i usiłował podskoczyć na drewnianej nodze.
— Tak, zgadzam się, stary przyjacielu — ze wzruszeniem rzekł książę. — Ta niespodziewana pomoc, szczerze mówię, raatuje mi wprost życie, ratuje mą żonę i dzieci od nędzy... te trzysta luidorów umożliwiła nam wydobycie się z tarapatów, w jakie wpadamy coraz głębiej od dwóch lat, aż mnie wtrąciły w chorobę, z której teraz, gdy już jestem spokojny o los swych najdroższych, wyliżę się z całą pewnością.
Na twarzy gaskończyka malowało się zdziwienie.
— Ależ, wasza wysokość, jednego wprost nie rozumiem, w jaki sposób popadłeś w taką biedę, przecież zdołałeś wywieźć z Martyniki klejnoty ogromnej wartości?
— Angeliko, opowiedz o tem...