Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Każdy czynszownik, jak się chce wykręcić od spełnienia swego obowiązku, śpiewa tak samo — zaczął szorstko. — Jakób był zawsze dobrym i skrupulatnym sługą opactwa, nigdy też nie pił, ani próżnował, widzę jednak, że już poczyna naśladować innych... Lecz w interesie opactwa, jak i jego własnym, nie pozwolę mu zejść na drogę niedbalstwa.
I, zwróciwszy się do dzieci, dodał jeszcze surowiej:
— O, skarbnik zakomunikuje wam decyzję władzy klasztornej — tymczasem czekać na nią tam!
I wskazał im ciasny kąt szopy; dzieci ukryły się tam; dziewczynka usiadła na kamieniu i ukryła ‘twarzyczkę w dłoniach, plącząc cicho, gdy braciszek jej oparł się o mur obok niej, spoglądając smutnie na siostrzyczkę.
Nakoniec przyjmowanie czynszów ukończono i gwardjan ze swymi abrolitami powrócił do klasztoru, chłopi zaś rozjechali się i na podwórzu pozostały jedynie dzieci z bolesnym niepokojem, oczekując na decyzję władzy klasztornej.
Nagle w bramie dziedzińca ukazała się nowa postać. Był to wysoki, chudy, czerstwy starzec, o rzeźkich jeszcze, jakby żołnierskich ruchach, choć poruszał się z trudem, mając jedną nogę drewnianą. Odziany był w stary mundur zielony, w każdym razie nie francuski, z pomarszczonym kołnierzem; na głowie miał wytartą czapkę skórzaną, siwe włosy spadały mu aż na barki.
Nieproszony gość, najwyraźniej jakiś stary wiarus, wszedł na dziedziniec; nie zauważywszy zrazu ukrytych w ciemnym kącie dzieci, rozglądał się dokoła, aż wreszcie, spostrzegłszy chłopczyka, i dziewczynkę, ruszył ku nim.
Dziewczynka przestraszyła się na widok tej nastraszonej postaci, aż krzyknęła z przestrachu. Braciszek zaczął ją uspokajać i, mimo, że wystraszone dziecię usiłowało go powstrzymać, odważnie posunął się ku starcowi.
Ten ostatni zatrzymałsię, uderzony niezwykłą pięknością obojga dzieci, a zwłaszcza dziewczynki, której cza-