Strona:PL Sue - Artur.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nic roskoszniejszego nad ten dom, łaskawy panie! — rzekłem mu.
Zadrżał nagle, i odpowiedział mi grzecznie, lecz zawsze zimno: — Jestto bardzo roskoszne, prawda, łaskawy Panie, — I wydając ciężkie westchnienie: — Czy nie zechcesz Pan teraz zwiedzić wnętrze tego domostwa? — dodał.
— Czy dom jest umeblowany, proszę Pana?
— Tak jest, łaskawy Panie, jest do sprzedania w takim stanie jak go zobaczysz, prócz kilku portretów które zostaną zabrane. — I znowu westchnął.
Weszliśmy przez skrzydło-schody okryte zielonością, o których wyżéj wspomniałem.
Ten pierwszy pokój był salą oczekiwalną, do któréj światło padało z góry, i napełniony był obrazami, które zdawały się wybornemi kopiami najlepszych Mistrzów włoskich; kilka płasko-rzeźb i posągów marmurowych, w guście czystym i starożytnym, zdobiło kąty tego salonu, a cztery cudne wazony greckie, pełne kwiatów, niestety! zeschłych... gdyż kwiaty znajdowały się wszędzie, a tam musiały się cudownie połączać z temi skarbami sztuki.
— To jest przedpokój, — rzekł Proboszcz.
Ztamtąd, weszliśmy do pokoju, w którym meble były z drzewa orzechowego, cudowną wyrobione rzeźbą, w guście odrodzenia się sztuk