Strona:PL Sue - Artur.djvu/520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzuciłem okiem ku drzwiom, prowadzącym do drugiego pokoju w którym wczoraj postrzegłem kolebkę. — Tą razą, przez drzwi, zupełnie otwarte, postrzegłem, w głębi tego pokoju, Helenę śpiącą obok swego dziecięcia.
Frank ciągle rysował, rzucając kiedy niekiedy tkliwe wejrzenie na tę czarowną gruppę.
Nigdy w życiu niezapomnę szczytnego widoku tego szlachetnego człowieka, pracującego śród ciszy nocnéj, i bezpiecznéj zachrony ogniska domowego, aby zapewnić utrzymanie, żonie i dziecięciu, które tak swobodnie spoczywały pod jego opiekuńczą tarczą!
Cała czarność méj zazdrości niezdołała się oprzéć téj scenie tak prostéj i wielkiéj; dusza moja, dotąd tak zimna i nieugięta, została zwolna i najłagodniéj przenikniona podziwieniem. Pojąłem, ile młody ten malarz potrzebował nadziei i siły, chociaż posiadał talent tak wielki lecz jednak nieznany, aby pasować się z niepomyślnemi dniami, mimo straszliwego zajmowania się niepewną przyszłością...
Jakże śpiąca Helena była piękną! jakże jéj sen wydawał się być szczęśliwy! jakże anielską spokojnością tchnęły jéj zamknięte powieki! co za pogoda na jéj czole czystém i białém otoczoném dwoma opaskami płowych włosów! z ja-