Strona:PL Sue - Artur.djvu/487

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wśród tysiąca tłumnych wrażeń, które passowały się w méj duszy, uczułem wzruszenie głębokiéj litości i straszliwego przestrachu; może byłbym odzyskał rozsądek, gdy Małgorzata, obcierając łzy swoje, rzekła do mnie ucinanym głosem. — Raz ostatni pytam Pana, czy wierzysz choć w jednę z tych niegodnych potwarzy? Zastanów się dobrze nad tém...; twoja odpowiedź ustali mój los i twój zarazem!....
Rozjątrzył mnie ton groźby, zwaryowałem prawie, lub raczéj stałem się igrzyskiem jakiegoś obłędu.
Zbliżając się do Małgorzaty, rzekłem, obejmując w pół jéj kibić.
Doprawdy, moja kochana, oburzenie tak ci do twarzyjak czepeczek od pani Baudrand; nigdy niewydawałaś mi się ładniejszą. Daléj, mój aniele, mój żeński Don Żuanie, pójdź zwodzić zarazem kochanków wczorajszych i jutrzejszych... i wypłatać biednemu nieboszczykowi Margrabiemu nową, dotąd niewydaną, nieznaną, niewierność....
Zrazu słuchała mnie osłupiała, potém wydała krzyk rozdzierający, odepchnęła mnie gwałtownie, i schroniła się do swego sypialnego pokoju, i posłyszałem jak z pośpiechem na klucz się zamykała.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .