Strona:PL Sue - Artur.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

darzyły w małym odosobnionym domku, który do niéj należał. Późniéj, Małgorzata zawsze to przedemną zaprzeczała, podobnie jak tyle innych niedorzecznych potwarzy, które niemogąc wprost zaczepić żadnego dowodu, zmuszone były przypuszczać tysiąc tajemnych wypadków. — Odurzony też idealeém szczęściem którego kosztowałem od miesiąca, lub raczéj podczas tego przystępu rozumu i szczęścia, tyle byłem rozsądny, żem ani na chwilę niepomyślał o przeszłości. Obok téj zachwycającéj kobiéty, ślepo uwierzyłem w to, w co zawsze jest tak wygodnie, tak dobrze, tak rozsądnie wierzyć, uwierzyłem że jestem sam tylko kochany ślepo uwierzyłem w szlachetne wytłumaczenie jéj postępowania; zapomniałem nakoniec podłych i nędznych niedowierzań, które mnie względem niéj tak srodze uczyniły niesprawiedliwym. Dla czegóż teraz, z powodu tego usunienia się od świata wpadłem znowu w moje obmierzłe marzenia o niedowierzaniu? Sam tego niewiem. Ale, niestety! uległem ich boleśnemu natrętstwu.
— Skoro raz osiądę w moim domku, — mówiła daléj pani de Pënâfiel, — przyjmuję codziennie mojego brata.... tym bratem, jesteś Pan, bo pozostajesz na pozór w Paryżu; tylko kiedy niekiedy pokazujesz się na operze,