Strona:PL Sue - Artur.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pozwól tylko uwielbiać się, pozwól abym codziennie przyglądał się, w twéj osobie, skarbowi szlachetności, niewinności i wdzięku, który na chwilę mogłem niepoznać... A zobaczysz, zobaczysz czy jestem godny twego zaufania...
— O! teraz wierzę że jesteś godny, i dowiesz się też o wszystkiém, tak jest, lepiéj mi teraz, ty mnie uspokajasz i względem mnie, i względem samego siebie; powiem ci teraz wszystko, powiem to, co nieśmiałam ani chciałam powierzyć nikomu innemu, a jednakże nie sądź, — dodała ze smutnym i łagodnym uśmiechem, — że chodzi o tajemnicę bardzo nadzwyczajną... Nic prostszego jak to co usłyszysz, będzie to tylko poparciem téj prawdy: — Że jeśli świat przenika prawie zawsze uczucia fałszywe i występne, nigdy ani na chwilę niedomyśla się uczuć naturalnych, prawdziwych i szlachetnych,
— Ah! co za wstyd, co za zgryzota dla mnie, żem podzielał tyle głupich, tyle złośliwych przesądów! Dla czegóż niesłuchałem instynktu mego serca, który mówił mi zawsze: Wierz w nię! Z jakiemże dumném szczęściem, sam jeden może tylko, byłbym czytał w twéj duszy, tak szlachetnéj i tak czystéj!...
— Pociesz się mój przyjacielu, ja ci sama w niéj czytać pomogę; nie jestże to dowieść ci że więcéj mam zaufania w tobie, niżeli go sam