Strona:PL Sue - Artur.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szniejszy poranek, ochłodzony słabym północnym wietrzykiem; te ruchome drogi, pełne piasku żółtego jak ugier, chociaż nieznośne dla powozów, które zagrążały się w nich aż po same osie, dość były dobre dla koni. Im bardziéj posuwałem się w głąb tego kraju nieuprawnego i dzikiego, tém bardziéj natura rozwijała się szeroka i majestatyczna, chociaż nieco jednostajna, przedemną; nie zmierzone płaszczyzny różowych wrzosów; na wido-kręgu wysokie błękitnawe góry; na lewo, liczne wzgórza okryte lasami; a na prawo, nieprzerwana firanka zieloności, utworzona z wierzb i topol, grodzących rzeczkę niezmiernie płytką i przezroczystą, którą wszędzie można było w bród przebyć, lecz bardzo bystrą, a przez którą trzeba się było kilkakrotnie przeprawiać, gdyż tu i owdzie przerzynała drogę, i zagłębiała się pomiędzy wysokiemi spadzistościami o krytemi głogiem, morwami i dziką różą; to znowu przeciwnie, wydobywała się z tych zaklęsłości, aby się wznieść na płaszczyznę, prostą i równą jak kręgielnia.
— Czy już byłeś kiedy w***? — spytałem mego przewodnika, którego twarz mezka, ubiór porządny i czysty, chód śmiały, tchnęły kawalerzystą, uwolnionym ze służby wojskowéj; słyszałem prócz tego, jak pocztowi towarzysze na-