Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Artur.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najgrzeczniéj, lecz jak najobojętniéj na mój ukłłon, — prawdziwie, muszę bardzo dbać o moje album, kiedy mam dość odwagi wchodzić do twojéj alchimickiéj jaskini; lecz jestem pewna że musisz miéć u siebie te rysunki; wyjeżdżam; przyobiecałam pani*** że je dzisiaj przyniosą i pragnę dotrzymać słowa.
Nowe usprawiedliwienia ze strony Don Ludwika, który upewniał iż oddał album; nowe poszukiwania, które pozostały bezskuteczne, a których jedynym skutkiem było, że Kawaler nie mógł się wstrzymać, i przedstawił mnie Pani de album.
Nie było mi również podobna nic powiedziéć jéj iż od dawna pragnąłem tego honoru, i chociaż mi odpowiedziała jaknajtonniéj temi nic nie znaczącemi słowy, — iż przyjmuje w każdą sobotę, lecz że także jest u siebie co środa na prima-sera, i abym nie raczył o tém zapominać.
— Na co odpowiedziałem nowym ukłonem, i tą inną nic nieznaczącą frazą, — iż to zaproszenie było zbyt drogą dla mnie łaską abym miał o niém zapomnieć.
Potém kawaler podał jéj rękę aż do powozu, który na nią czekał pod kolumnami, i odjechała.
Nigdy nie mogłam się dowiedzieć czy kawa-