Strona:PL Sue - Artur.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zresztą zdawała się to upoważniać dwoma lub trzema postępkami których nie mogłem sobie wytłumaczyć, a które wykrywały przynajmniéj nadzwyczajną płochość postępowania, tych ludzi, którzy mówili o niéj tysiąc ohydnych złośliwości, i biegli natychmiast składać jéj swe podłe hołdy, wszystko to, słowem, chociaż było zepsuciem, starém, jak ludzkość, nie mniéj dla tego było nędzném i odstrętném.
Jednakże, przez dziwną sprzeczność, pomimowolnie zajmowałem się panią de Pënâfiel. dla tego właśnie, że umieszczona była na stopniu zbyt wzniosłym, ażeby wszystkie te nikczemne pogłoski mogły dojść aż do niéj. Bo to jest najohydniejszą rzeczą w obmowach światowych, mających za cel osoby których wielkie znaczenie nakazuje uszanowanie lub raczéj podłe pochlebstwo, iż żyją pośród obmów najnienawistniejszych, iż powietrze którém oddychają niemi jest napojone, przesycone, a że się bynajmniéj tego nie domyślają.
I tak, tego wieczora, niepodobna było, widząc wdzięczne uśmiechy kobiét, najuprzejmiejsze nadskakiwania mężczyzn, które przyjmowały panią de Pënâfiel przy wyjściu z opery, niepodobna było aby mogła przypuszczać tysiączną nawet część ohydnych obmów, których była celem.