Strona:PL Sue - Artur.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nadzieje, odrodzić się z uśmiechającém zakwitnieniem maja.
Byliśmy w połowie Kwietnia; od śmierci ojca, niemogłem się przekonać aby pójść na smentarz wiejski, gdzie się wznosił grobowy pomnik naszéj rodziny, tak bardzo obawiałem się srogiego wrażenia jakiegom miał doznać; pewnego dnia przeklinałem właśnie moje słabość, gdy mi Helena rzekła: »Miejże nieco odwagi Arturze, pójdź, będę ci towarzyszyć.«
Matka Heleny, będąc tego dnia cierpiąca, nie mogła pójść z nami, samiśmy więc poszli.
Wzruszenie moje było tak gwałtowne, iż drżałem; zaledwie mogłem się na nogach utrzymać. Helena, również może jak ja głęboko czująca daleko się jednak mniéj wzruszoną wydawała; przybywszy też pod kolumny grobowca, zemdlałem...
Gdym odzyskał zmysły, postrzegłem Helenę klęczącą przy mnie, uczułem jéj łzy roszące moje policzki, gdyż obu swemi rękami utrzymywała mi głowę. Pierwszy raz, nakoniec, rzecz dziwna! pomimo świętości miejsca, pomimo rozdzierających nieśli, które musiały mnie udręczać, pierwszy raz uderzony zostałem pięknością Heleny... Potém wrażenie to przeminęło szybkie jak sen, znowu ogarnęły mnie myśli jak najsmu-