Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/982

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więcej jeszcze zrobiłem... i, na poczciwość, bardzo dobrze zrobiłem!... mówiłem o miłostkach z młodym dzikim tygrysem. Nie pięknyż to widok? nieprawdaż? widzieć pająka, uporczywie rozpinającego swe sieci?
Rodin wymawiając ostatnie słowa, uśmiechnął się znacząco.
Ksiądz d‘Aigrigny zaczął żałować, że wdał się w tę walkę, jednak rzekł znowu, nie mogąc powściągnąć swej ironji:
— Nie przeczę drobiazgowości tych środków. Zgadzam się: są one bardzo dziecinne... bardzo pospolite; ale to nie jest dowodem ich wartości.
— Co zdziałały wszystkie te środki? — rzekł Rodin z niezwykłem uniesieniem — zajrzyj tylko w moją pajęczynę, a zobaczysz tam ową piękną i zuchwałą dziewicę, tak dumną przed sześcioma tygodniami ze swej piękności, swego dowcipu, ze swej śmiałości... teraz bladą, zwyciężoną.
— Ale cóż z tego wyniknie dla sprawy Rennepontów? — rzekł kardynał, zdjęty ciekawością.
— Wyniknie stąd najprzód, — rzekł Rodin — że gdy najniebezpieczniejszy, jakiego mieć moglibyśmy nieprzyjaciel, został niebezpiecznie raniony, przeto opuści plac walki; a to już, zda je mi się, coś znaczy.
— Ciekawy jestem dowiedzieć się powodu, — rzekł ksiądz d‘Aigrigny — dlaczego ta burza namiętności miałaby przeszkodzić pannie Cardoville i księciu do odziedziczenia spadku?
— Czy z nieba pogodnego, czy też zachmurzonego błyska grom uderzający? — odrzekł Rodin z pogardą. — Bądź wasza wielebność spokojny, będę ja wiedział, gdzie rozstawić piorunochrony. Co się tyczy pana Hardy, człowiek ten żył dla trzech rzeczy: dla swych robotników... dla przyjaciela... dla kochanki... odebrał więc trzy ciosy w samo serce. Ja zawsze godzę w serce: to prawne jest i pewne.
— Tak więc pan Hardy, jak sobie wystawiam, poniósł