Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/966

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swój straszny urok. Wkrótce ponure warczenie, jak odległy łoskot grzmotu, niemal zagłuszyło chrapliwe zgrzytanie rysia; lew i tygrys, Judasz i Kain, odpowiadali mu z głębi teatru, gdzie były ich klatki... Na ten przerażający koncert, który tyle razy obijał się o uszy Dżalmy w puszczach indyjskich, gdy stawał obozem na polowaniu lub wojnie, zawrzała krew w żyłach młodego księcia, oczy jego zaiskrzyły się dzikim zapałem. Nie było już wtedy dla niego teatru, spektatorów, ni Adrjanny; był on w lesie swego kraju... czuł przed sobą tygrysa...
— Otóż go macie!... otóż jest! — dał się słyszeć szmer między widzami.
Morok ukazał się w głębi teatru...
Ciekawość opanowała widzów, wszystkie oczy zwrócone były na jaskinię.
Wtem czarny ryś odsunąwszy szerokie krzaki, swemi szerokiemi piersiami, nagle się pokazał; napół otworzywszy czerwoną paszczę... przeraźliwie ryknął, pokazując dwa rzędy strasznych kłów.
Miał na sobie dwa potężne żelazne łańcuchy i żelazną obrożę ze sprężyną, ale, ponieważ i łańcuchy i obroża były czarno pomalowane, dojrzeć ich nie było można... złudzenie było zupełne... zdawało się, że ten drapieżny zwierz był całkiem swobodny w swej jaskini.
— Moje panie, — rzekł nagle margrabia — patrzcie-no na tych Indjan... w jakiem oni są uniesieniu.
W rzeczy samej, na widok rysia, dziki zapał Dżalmy doszedł do najwyższego stopnia... jego oczy iskrzyły się, wierzchnia warga wywijała się konwulsyjnie i nadawała mu wyraz zwierzęcej dzikości. Faryngea również, oparty łokciami o brzeg loży, gwałtownie był wzruszony widokiem tego przypadkowego spotkania, ale z innej przyczyny.
— Ten czarny ryś, tak rzadki w swym gatunku, — myślał sobie, — którego widzę tu w Paryżu, w teatrze, musi być tym samym, którego Malajczyk (thug, czyli