Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nierz przysłuchując się ciągle co się działo w szopie, kiwnął ręką, aby się uciszono.
Nagle dał się słyszeć ryk drapieżny, a po nim krzyk Moroka, i prawie zaraz ryś zawył żałośnie.
— Jesteś może przyczyną nieszczęścia — rzekł do żołnierza przelękły gospodarz; — czy słyszałeś jaki krzyk!... może Morok został niebezpiecznie skaleczony.
Dagobert miał odpowiedzieć, kiedy otworzyły się drzwi, Goljat ukazał się w progu i rzekł:
— Można wejść, już niema niebezpieczeństwa.
Wnętrze menażerji przedstawiało widok nadzwyczajny, okropny.
Morok, blady, ledwo mogący ukryć swoje wzruszenie pod spokojną powierzchownością, klęczał o kilka kroków od klatki rysia, w postawie zamyślonej: z poruszenia jego ust domyślać się było można, że się modlił.
Na widok oberżysty i jego ludzi Morok wstał, mówiąc głosem uroczystym:
— Boże! dzięki niech ci będą... że mi jeszcze dozwoliłeś zwyciężyć.
Ręce składając na piersiach dumnem czołem, poważnem, zadowolonem wejrzeniem zdawał się cieszyć triumfem, jaki się mu udało odnieść nad Śmiercią, która, rozciągniona w głębi klatki, wyła jeszcze żałośnie.
Obecni tej scenie, nie wiedząc, że pogromca zwierząt, od stóp do głów pod futrem był uzbrojony, i krzyk rysia przypisując bojaźni, dziwili się i zdumiewali nad nieustraszoną i prawie nadprzyrodzoną potęgą człowieka.
O kilka kroków za mm, stał Goljat, oparty na jesionowej włóczni... Wreszcie niedaleko od klatki, rozciągnięty na ziemi, w kałuży krwi, leżał trup Jowialnego.
Na widok poszarpanych, krwawych zwłok zwierzęcia Dagobert osłupiał na chwilę; nachylił się, wlepił weń oczy; na jego surowej twarzy malował się żal głęboki... Potem, upadłszy na kolana, podniósł głowę Jowialnego. Ledwo już na samych gołych kościach trzymała się szyja.