Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/898

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odpowiada mi tylko: pan Agrykola najlepiej wszystko ci wytłómaczy.
— A wiesz pani, dlaczego szczęśliwy jestem, że mogę dopełnić dla niej tego obowiązku? — rzekł Arykola głosem zarazem poważnym i czułym — oto dlatego, że dopełnić go mogę w bardzo dogodnej dla mnie chwili.
— Jakto, panie Agrykolo? — Pokażę pani ten dom, wyłuszczę jej wszystkie korzyści naszego stowarzyszenia, będę miał sposobność powiedzenia pani: tu robotnik, spokojny o teraźniejszość, spokojny o przyszłość, nie jest zniewolony, jak tylu biednych jego braci, zrzec się częstokroć najsłodszych potrzeb serca... a to... z obawy, aby ze swoją nędzą nie połączył drugiej nędzy.
— Panie... Agrykolo, — odrzekła Aniela, lekko wzruszona i rumieniąc się bardziej jeszcze — gdybyśmy zaczęli naszą przechadzkę...
— Zaraz, pani — odpowiedział kowal, uradowany pomieszaniem, jakie sprawił w jej niewinnej duszy. — Otóż zbliżamy się — do sypialni dziewcząt. Już te świergotliwe ptaszki dawno opuściły swe gniazdka; wejdźmy tam.
— Ach! jaki porządek w tej sypialni! — rzekła Aniela do Agrykoli — a jaka tu czystość! Któż to dba o to wszystko i w takim ładzie utrzymuje?
— Dzieci same, niema tu sług; trudno uwierzyć, jakie się okazuje między temi malcami współzawodnictwo; jedna przed drugą ubiegają się, kto najporządniej pościele swoje łóżko.
— Ach! panie Agrykolo! — rzekła nieśmiało Aniela — kiedy te piękne, zdrowe i tak ciepłe sypialnie porównywa się z owymi nędznymi, zimnymi i ponurymi kątami, w których dzieci, pomieszane co do płci, śpią na lada jakiem posłaniu, drżą od zimna, jak się to widzieć daje prawie u wszystkich w naszym kraju robotników!
— A w Paryżu, pani... może gorzej jeszcze.