Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uniesieniem — że wtedy oddychałam powietrzem czystem, ożywczem, zdrowem, niezawisłem... Tak jest, widziałam, że siostry moje już nie jęczały pod jarzmem samolubnego panowania, upokarzającego, grubjańskiego... Ach, siostry... moje siostry... Czuję... są to nietylko pocieszające marzenia, ale tak błogie, chociaż nieziszczone nadzieje!
Mimowolnie, zatopiona w myślach, Adrjanna na chwilę umilkła, aby łatwiej wrócić mogła do przedmiotu, i nie spostrzegła, że aktorowie tej sceny spoglądali na siebie okiem radości.
— Ależ... to, co mówiła... jest wyborne... — szepnął doktór do ucha księżny, przy której siedział — gdyby chciała mówić zgodnie z naszem życzeniem, nie mówiłaby inaczej...
— Trzeba było doprowadzić ją naszem postępowaniem do takiego stanu, w jakim życzymy sobie ją widzieć — dodał pan d‘Aigrigny.
Rzecz możnaby, że gniew Adrjanny rozpraszał się przy zetknięciu ze szlachetnemi, wzniosłemi uczuciami.
Wreszcie, zwracając się do ciotki, Adrjanna rzekła:
— Objawiłaś mi swoją wolę chciej teraz usłyszeć moją: najdalej za tydzień opuszczę pawilon, w którym teraz mieszkam, przeniosę się do domu, który urządzić kazałam, według mego gustu, i w nim będę żyła, jak mi się podoba. Nie mam ani ojca, ani matki, nie jestem obowiązana przed nikim zdawać sprawy ze swych czynów.
— Doprawdy, moja panno — odrzekła księżna, wzruszając ramionami — mówisz od rzeczy... zapominasz o tem, że społeczeństwo ma prawa moralne, których nie wolno przekroczyć, a których my przestrzegać jesteśmy obowiązani, i bądź pewna, że nie zaniedbamy dopełnić tego obowiązku.
— A więc ty, ciotko, pan d’Aigrigny i pan Tripeaud, jesteście przedstawicielami moralności społecznej... To