Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dizier, mojej ciotki, dla widzenia się z nią w bardzo ważnym interesie, który już nie może cierpieć zwłoki, a który z tego, co mi powiedziałeś o przybyciu córek marszałka Simon, staje się jeszcze naglejszym... — Pozostań więc pan tutaj, gdyż, wyszedłszy, pewnobyś był aresztowany.
— Daruje pani, że tego nie uczynię... nie mogę przyjąć tej wspaniałomyślnej rady.
— A dlaczego?
— Usiłowano wywabić mnie na zewnątrz, aby nie potrzebowano wejść urzędownie do mieszkania pani; lecz za chwilę, jeśli nie wyjdę, wrócą tu, a ja nigdy pani nie narażę na tę nieprzyjemność. Już teraz spokojny jestem o matkę, cóż mi zaszkodzi uwięzienie?
— A zmartwienie, jakiego stąd dozna matka pańska?.. a jej niepokój i obawa... czy to nic? A ojciec pański, a biedna wyrobnica, która pana kocha, jak brata, a której ja jestem warta sercem, jak pan mówiłeś? Wierz mi pan, oszczędź tego zmartwienia swej rodzinie... Pozostań tu, zanim nadejdzie wieczór, pewna jestem, że czy to za kaucję lub innym sposobem, uwolnię pana od tego niepokoju...
— Ależ pani! — choćbym przyjął łaskawą jej ofiarę... to przecież mnie tu znajdą.
— Wcale nie... jest w tym pawilonie kryjówka, tak misternie wymyślona, że, nie wiedząc o niej, nie podobna jej znaleźć; Żorżetta zaprowadzi pana do niej; będzie tam panu wygodnie, będziesz tam mógł nawet pisać sobie wiersze dla mnie, jeśli ci przyjdzie ochota...
— Ach! pani, na tyle dobroci... jakżem zasłużył?
— Czy tak? Otóż, przypuść pan, że jego charakter, jego położenie nie zasługują na żadne względy; przypuść pan dalej, żem nie zaciągnęła względem pańskiego ojca świętego długu za tak tkliwe starania, jakie okazywał córkom marszałka Simon, moim krewnym... Ale pomyśl przynajmniej o Lutynie — rzekła Adrjanna,