Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cztery dni wprzód da nam wiadomość, przez którą przybędzie rogatkę, abym mógł wyjść na jego spotkanie.
— To prawda, moje dziecię... a tymczasem już luty i nic jeszcze nie słychać.
— Tem prędzej spodziewać się go możemy, a nawet nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie w tym czasie przybył także Gabrjel... Tak mi się każe spodziewać jego ostatni list z Ameryki. Coby to było za szczęście... moja matko, gdyby się cała rodzina zebrała!
— Bóg-by to dał, moje dziecko!... byłby to szczęśliwy dzień dla mnie...
— I wierz mi, matko, że ten dzień niezadługo nastąpi, a gdy przybędzie mój ojciec... nie chcę innych nowin... bo to będzie najlepsza nowina.
— Czy ty pamiętasz ojca, Agrykolo? — spytała Garbuska.
— Prawdę mówiąc, najlepiej pamiętam jego wielką kudłatą czapkę i wąsy, których się okropnie bałem. Podobała mi się tylko czerwona wstążka na białych wyłogach munduru i błyszcząca rękojeść szabli, nieprawdaż, matko?... Ale cóż ci to, matko?... płaczesz...
— A! biedny Baudoin... ile on musiał wycierpieć, od czasu, jak się z nami rozłączył... w jego wieku, lat przeszło sześćdziesiąt... Ach! moje kochane dziecko.... serce mi pęka, kiedy pomyślę.
W tej chwili ktoś zapukał do drzwi.
— Proszę wejść — rzekł Agrykola.
Lecz osoba, która zapukała, zamiast wejść, uchyliła tylko drzwi, i widać było jej zielono ufarbowaną rękę, dającą jakieś znaki kowalowi.
— Widzicie, to ojciec Loriot... wzór farbiarzy przeszłych, teraźniejszych i przyszłych, — rzekł wesoło Agrykola, — proszę, proszę bez ceremonji, ojcze Loriot..
— Niepodobna, mój przyjacielu, od stóp do głowy za-