Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu, spotkałem na dole farbiarza, z rękoma ślicznie ufarbowanemi na zielono; zatrzymawszy mnie, rzekł mi z miną przestraszoną, że widział dość porządnie ubranego człowieka, włóczącego się tu około domu, jakgdyby coś podsłuchiwał i śledził...
— A i cóż ci to szkodzi, ojcze Loriot? — odrzekłem mu. — Czy się boisz, aby ci nie wykradł sekretu przyrządzania tak pięknego zielonego koloru, z którego zrobiłeś sobie takie wykwintne rękawiczki aż po łokcie?
— Ależ bo czego ten człowiek chce tu, Agrykolo? — zapytała Franciszka.
— Na poczciwość, nic nie wiem, kochana matko, i wcale mnie to nie obchodzi, powiedziałem ojcu Loriot, zapamiętałemu gadule, aby wrócił do swego sklepu, gdyż, czy kto będzie go podsłuchiwał, czy nie, tyle jemu, co mnie z tego przyjdzie.
Agrykola, mówiąc to, wstał, aby schować swój własny woreczek z pieniędzmi w środkowej szufladce szafy.
W chwili, kiedy Franciszka stawiała rynkę z jadłem na rogu stołu, Garbuska ocknąwszy się z zamyślenia, nalała na miskę wody i podała młodemu kowalowi, mówiąc dźwięcznym, nieśmiałym głosem:
— Agrykolo, do umycia rąk.
— Dziękuję, moja Garbusko... jesteś bardzo uprzejmą.
I głosem, pełnym wdzięcznej prostoty, dodał:
— Oto mój piękny kwiat za twoją przysługę...
— Oddajesz mi go!... — zawołała wyrobnica zmienianym głosem, a żywy rumieniec okrył jej bladą twarz. — Oddajesz mi ten przepyszny kwiat... który ci dała tak piękna, dobra, bogata i uprzejma panna?...
I zdziwiona Garbuska raz jeszcze powtórzyła:
— Oddajesz mi ten kwiat?!
— A cóż chcesz, abym z nim zrobił.. żebym go do piersi sobie przypiął, lub w szpilkę oprawił, co? — podchwycił Agrykola ze śmiechem. — Prawda, że bardzo mnie wzru-