Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przynosząc mi Lutynę; straciłeś pan może czas dla siebie drogi... pozwól więc — i podała woreczek.
— Ach! Agrykolo — rzekła smętnie Garbuska, — jak się nie wstydziła! Jak można kogo tak krzywdzić!
— Czekaj tylko końca... a przebaczysz tej pani.. Widząc pewno po mojej minie, że ofiarowanie woreczka z pieniędzmi obraziło mnie do żywego, wzięła z przepysznego porcelanowego wazonu, przy niej stojącego, śliczny kwiat i, zwracając się do mnie z wdziękiem i uprzejmą dobrocią, z której domyślać się było można, iż żałowała, że mnie obraziła, rzekła mi:
— Przynajmniej pan zechcesz przyjąć ten kwiat...
— Słusznie mówisz, Agrykolo — odrzekła Garbuska melancholijnym głosem, — trudno lepiej naprawić błąd, mimowolnie popełniony.
— Ta panna — wtrąciła Franciszka, obcierając oczy — odgadła mego Agrykolę.
— Nieprawdaż, kochana matko? Lecz w chwili, kiedy brałem kwiat, nie śmiąc podnieść oczu, bo chociaż nie jestem bojaźliwy, panna ta, obok dobroci, miała w sobie coś takiego, co we mnie wzbudzało uszanowanie, drzwi się otworzyły i inna, także piękna, młoda panna, brunetka, dziwnie a wytwornie ubrana, odezwała się do rudowłosej:
— Proszę pani, on tam jest...
Ta natychmiast wstała i rzekła do mnie:
— Przepraszam pana, nie zapomnę nigdy, żem mu winna przyjemną chwilę... Chciej pan w każdej okoliczności pamiętać o moim adresie i mojem imieniu, jestem Adrjanna Cardoville.
Potem znikła.
Ja nie mogłem znaleźć słowa, żeby jej odpowiedzieć; młoda panna odprowadziła mnie i ślicznie mi się ukłoniła w bramie.
Wyszedłem na ulicę Babilońską tak olśniony, tak, mó-