Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piej byłoby nie mieć tych niebezpiecznych darów..., które bywają prawdziwemi przyczynami zguby... Ale, proszę pana, mówmy o czem innem... Przedmiot ten jest dla mnie przykry... — rzekł Rodin głęboko wzruszonym głosem, i końcem małego palca lewej ręki sięgnął do prawego oka, jakgdyby otrzeć chciał łzę, uronić się mającą.
Rządca nie widział łzy, ale widział poruszenie i zdziwiła go zmiana głosu Rodina. Odezwał się więc wzruszonym tonem:
— Daruj mi pan moją nieuwagę... nie wiedziałem...
— Ja to proszę pana o przebaczenie mi mimowolnego rozczulenia... rzadko się zdarzają łzy starym... lecz gdybyś widział tak, jak ja, rozpacz nieoszacowanej księżnej... która w tem tylko jest winna, że zbyt dobra... zbyt słaba dla siwej synowicy... i tym sposobem rozzuchwaliła ją, raz jeszcze proszę pana... mówmy o czem innem.
Po chwili milczenia, Rodin rzekł do Dupont’a:
— Tak więc, jednej części mego posłannictwa już dopełniłem; inna jeszcze mi pozostaje... Nim przystąpimy do niej, winienem panu przypomnieć jednę rzecz, która już może wyszła mu z pamięci... to jest, że lat temu piętnaście pan margrabia d’Aigrigny, naówczas pułkownik huzarów, na załodze w Abbeville, bawił tu przez jakiś czas.
— Ach! Panie, jaki piękny oficer! Niedawno mówiłem o nim z moją żoną. Była to radość zamku; a jak dobrze grał komedję, nadewszystko hultajów; np. w Dwóch Edmundach, umierać było trzeba ze śmiechu, — występował w roli pijanego żołnierza... a jaki piękny głos.., śpiewał tu Jakonda, jakby nie zaśpiewano nawet w Paryżu.
Rodin, wysłuchawszy uprzejmie rządcy, rzekł doń:
— Pewno panu wiadomo, że po okropnym pojedynku, który miał z zaciekłym bonapartystą, jenerałem Simon, pułkownik margrabia d’Aigrigny (którego ja w tej chwili mam zaszczyt być poufnym sekretarzem) opuścił świat