Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słysząc to dwie sieroty, jedną myślą przejęte, zsunęły się z konia, trzymając się za ręce, poszły ku staremu dębowi i uklękły. Potem, tuląc się jedna do drugiej, zapłakały, a stojący za niemi żołnierz, założywszy ręce na kiju, opierał na nich obnażone czoło.
— Pójdziemy... pójdziemy, nie trzeba martwić się — rzekł łagodnie po chwili — może też odnajdziemy generała Simon, w Paryżu — dodał; — powiem wam o tem dzisiejszego wieczora na noclegu... Umyślnie odkładałem dotąd opowiedzenie wam wielu rzeczy o waszym ojcu; miałem przyczynę po temu... bo dzień dzisiejszy jest niejako rocznicą.
— Płaczemy, bo myślimy także o naszej matce — rzekła Rózia.
Żołnierz podniósł sieroty, wziął je za rękę, i patrząc kolejno to na jednę to na drugą, z wyrazem najszczerszego przywiązania:
— Nie smućcie się moje dzieci — rzekł. Matka wasza była najpoczciwszą kobietą, to prawda... Gdy mieszkała w Polsce, nazywano ją Perłą Warszawy, nazwać ją należało perłą świata całego... Bo na całym świecie trudno znaleźć coś podobnego... Cóż wam matka zaleciła umierając? Abyście często o niej myślały, lecz nie martwiły się, na to wam nie pozwoliła.
— Masz słuszność, Dagobercie. — Nie będziemy się już smuciły.
Sieroty otarły łzy. Stary żołnierz, widząc je mniej smutne, odrzekł:
— Dobrze, moje dzieci, wolę widzieć was szczebiocące, jak dziś rano i wczoraj... śmiejące się ukradkiem, kiedy niekiedy nie odpowiadałyście na to, co mówiłem... takeście się zagawędziły...
Tak, tak, moje panienki... Ha tak, odpocznijcie jeszcze przez kilka chwil, a potem w drogę, bo już późno, a musimy być w Möckern przed nocą... abyśmy jutro bardzo rano wybrali się w dalszą podróż.